Wakacje to dla większości z nas czas całkowitej zmiany rutyny. Nawet jeżeli nie wyjeżdżamy to świadomość, że wreszcie szkolne czy uczelniane obowiązki nie ciążą na nas powoduje, że możemy odetchnąć. Tylko czy ten odpoczynek nie skutkuje czasami rezygnacją z rzeczy, które dają nam upragniony pokój?
Niedawno zdałam sobie sprawę jak trudno było wytrwać mi w codziennej modlitwie podczas wakacji. Co roku obiecywałam sobie, że gdy w końcu będę miała więcej czasu to pójdę na Mszę Świętą w tygodniu czy regularnie zajrzę do Pisma Świętego, ale efekty były najczęściej dużo gorsze od tego co planowałam. Czemu w takim razie tak trudno nie traktować modlitwy jako ciężkiego obowiązku zabierającego wolny czas, tym bardziej, że wakacje to także czas wyjazdów na różne wydarzenia dla młodych chrześcijan, które napełniają radością z modlitwy po brzegi?
Jeżeli dokładniej przyjrzycie się temu jak podchodzicie do regularnej modlitwy i jej sensu możecie nabrać nowej perspektywy. Bo w gruncie rzeczy to o jej sens się właśnie obchodzi. Jeżeli podchodzę do niej jako do spotkania z kimś kto mnie kocha będzie mi dużo łatwiej niż gdy kierować będzie mną przymus czy lęk, bez względu na to ile ma w danym momencie obowiązków. Łatwo jest powiedzieć jak powinno się podchodzić do modlitwy, ale zdaję sobie sprawę, że każdy z nas jest w innym momencie swojego życia i nie zawsze mimo chęci nasza podstawa w relacji z Bogiem jest naszą wymarzoną.
Dlatego postanowiłam podzielić się z wami moim doświadczenie i pokazać, że wytrwałość ma ogromny wpływ na kondycje naszej wiary. Zanim zaczęłam codzienną modlitwę traktować jako spotkanie z najlepszym przyjacielem wiele razu rezygnowałam z niej na rzecz pospania dłużej czy kolejnego odcinka serialu. Widziałam jak niespokojna jestem wewnętrznie, mimo przyjmowania sakramentów czy spotkań wspólnoty. Najtrudniej było mi kiedy wracałam z różnych rekolekcji, mimo, że były przepełnione modlitwą, rozmowami o Bogu i nawiązywaniem nowych relacji. Wydawało mi się, że gdy wrócę do domu modlitwa już zawsze będzie przyjemnością i nawet nie będę musiała siebie pilnować, moje serce zostanie tak przemienione, że nie sprawi mi to żadnego kłopotu. Jednak po tygodniu ,,waliłam głową w ścianę”, bo pozytywne emocje zdążyły ulecieć i trzeba było wrócić do niedopracowanych schematów codziennego funkcjonowania. Wtedy się poddawałam.
Im bardziej zdawałam sobie sprawę z ogromnego pragnienia pogłębienia relacji z Jezusem tym bardziej zauważałam współzależność między systematyczną modlitwą a działaniem Pana Boga w moim życiu.
Ku mojemu zdziwieniu to nie przeżycia na wyjazdach czy grupowych modlitwach są tymi najważniejszymi w moim życiu.
Kilka miesięcy temu, postanowiłam zawalczyć ze swoją słabością jaką był brak regularnej, codziennej modlitwy, nie wybrałam konkretnej formy, po prostu uznałam, że ze względu na to ile już otrzymałam w ostatnich latach nie mogę zwlekać. W niektóre dni myśli same układają się w modlitwę i wyrażenie wdzięczności czy próśb przychodzi mi z lekkością, ale czasem nie jestem w stanie zrobić niż więcej niż złapać się różańca i oddać Bogu to, że nie jestem w stanie się głębiej otworzyć. I to wszystko jest normalne. Poczucie, że jestem przyjęta i nieoceniana z tym wszystkim co czuje, nie tylko w kryzysowych czy szczególnych momentach sprawiło, że przestałam wstydzić się przed Nim swoich porażek, tego co czuje albo co mnie zraniło. To, że zaczęłam zapraszać Boga do każdego momentu mojego życia sprawiło, że nie mam dni, które chce przeżyć byle jak. Najgłębszych przemian doświadczyłam właśnie w szarej codzienności. Ogromną radość sprawia mi obserwowanie jak zmienia się moje serce. Zamiast patrzeć w telefon podczas podróży autobusem odruchowo rozpoczynam uwielbienie za to co mnie otacza albo odmawiam dziesiątkę różańca za tych których spotkam. To jak niewyczerpane są zasoby Boskiej miłości przyprawia mnie o ciągłe zdziwienie. Nie obiecuje Wam, że gdy przyłożycie się do codziennej relacji z Bogiem to wasze problemy znikną i zawsze będziecie chodzić uśmiechnięci, ale zapewnia Was, że pokój które zagości w waszych sercach spowoduje, że nigdy nie będzie czuli się samotni w swoich przeżyciach. Być może doświadczyliście już tego podczas wyjazdów z jakimiś wspólnotami, w takim razie rozumiecie jak fantastyczne jest to doświadczenie. Wasza perspektywa ulegnie całkowitemu przekształceniu. Nie ma lepszego momentu na rozwój w tym obszarze niż TERAZ, bez względu na to jak masz zamiar spożytkować czas letniego odpoczynku. A jeżeli w głowie zaczynasz mieć już milion wymówek to pomyśl, że 30 minut modlitwy to 2% całej doby. Kiedy to kiedyś wyliczyłam dopadł mnie smutek na myśl o wszystkich chwilach gdy odpuściłam. Poczułam się okropnie zdając sobie sprawę, że zdradzałam kogoś kto zawsze i bez względu na wszystko stawia mnie na pierwszym miejscu. Dzisiejszy świat uczy nas wybierania tego co wygodne jedynie dla nas, przez to tak łatwo zapomnieć nam o tym ile zrobił dla nas Chrystus. Chęci choć potrzebne, nie wystarczą aby ten nawyk wytworzyć. Świadomie nazywam modlitwę nawykiem, bo jako ludzie mamy wbudowane pewne mechanizmy, które sterują naszą codziennością. To od nas zależy czy umiemy nimi zarządzać. Dlatego zachęcam cię do uważnego obserwowania sposobu w jaki podejmujecie decyzje. Jeżeli często nie kończycie zaplanowanych rzeczy lub porzucacie naukę dla przyjemności małymi krokami podejmijcie się zmagania. Ćwiczenie się w dbałości nie tylko podczas modlitwy będzie bardzo owocne i pomoże wam udoskonalić wasz charakter, a tym samym relację z Bogiem. On uczy nas tego, że właśnie praca nad sobą i poświęcenie przynoszą dużo większe efekty niż decydowanie się tylko na to co łatwe i przyjemne. Warto podczas swoich codziennych zmagań o tym, że Pan Bóg je widzi i wspomaga nas, abyśmy byli w stanie je pokonać. Pamiętajcie o tym co napisał Święty Paweł w 1 liście do Koryntian, bo cel do jakiego dążymy poprzez rozwój i pokonywanie własnych słabości jest warty naszego wysiłku. ,,Dlatego, moi umiłowani bracia, bądźcie wytrwali, niewzruszeni, zawsze obfitujący w dzieło Pana, wiedząc, że w Panu trud wasz nie jest daremny.’’ (1 Koryntian 15:58) (Nie jestem pewna czy ten cytat pasuje)
Gosia Tyszka