Camino – plecak i nogi gotowe do drogi

25/07/2024 5:13
Bartek Dynak

Z ARCHIWUM WZRASTANIA

NA TEMAT

“Na Camino ważna jest Droga, nie cel. Do Santiago de Compostella można pojechać samochodem, polecieć samolotem, dostać się tam pociągiem czy autobusem. Można też przebiec Camino, lub przejechać na rowerze. A nawet przejść, w ramach oferty jakiegoś biura podróży, owe 100 km wymagane dla otrzymania Compostelli.

Można przytulić się do świętego, wziąć udział we mszy dla pielgrzymów i usłyszeć podczas niej, że z… dotarło dzisiaj tylu a tylu pielgrzymów – jednym z nich będziesz ty. Można. I można później chwalić się tym przed znajomymi. Tyle, że na tej Drodze nie o to chodzi.

To jest Droga dla poszukujących. To jest Droga dla wątpiących, dla sponiewieranych, skrzywdzonych i zranionych. To jest Droga dla ludzi, którzy czegoś w życiu chcą. Obrazowo mówiąc – nad Camino latają całe bataliony aniołów ze szczotami, odkurzaczami, mopami i szmatami i czyszczą dusze idących. Tyle, że do tego potrzebują czasu. Minimum – około 12 – 15 dni. Dni bólu i zmęczenia, codziennej modlitwy lub choćby otwarcia się na Nowe. I codziennych spotkań z ludźmi.

I wtedy może zdarzyć się, że kiedyś, gdzieś tam, siedząc np. przy kawie, spojrzysz górę i zobaczysz niebo otwarte. I będziesz mógł rozmawiać o swoich ważnych sprawach.

Na Camino można też zabrać do plecaka „swoich” ludzi i codziennie wyciągać kogoś, żeby z tobą „szedł”. Zobaczysz, co się będzie działo! Przyniesione do św. Jakuba pisemne intencje i prośby wrzuca się do szczeliny na klęczniku przed Jego grobem.

Droga do Gwiazd zaczyna się w momencie podjęcia decyzji o jej rozpoczęciu i nie kończy nigdy. W Santiago zamyka się jedynie jej pierwszy etap.

Francesco, młody Włoch, który przez dziesięć lat prowadził dyskoteki na Ibizie zauważył kiedyś, że zaczyna się Camino będąc starym, obojętnie ile ma się lat, a kończy młodym i nowym. Takim i Ty możesz się stać. Takim staniesz się, jeżeli będzie to Twoje prawdziwe Camino. Więc idź!”

Powyższe słowa przeczytałam na kilkanaście dni przed wyruszeniem. Były ważne, dlatego nie mogłam ich tu pominąć. Gdy pojawia się temat Camino, w grę wchodzi mnóstwo pytań. Jeśli ktoś mnie pyta co mi dało Camino i po co na nie wyruszyłam, pojawia mi się w pamięci pewna rozmowa. Chciałabym ją na początku przywołać.

W pewien weekend przed wyruszeniem na Camino odbyłam ważną rozmowę z człowiekiem, który opowiadał o tym jak rozeznaje co ma zrobić w różnych sytuacjach – w życiu zawodowym czy prywatnym. Szalenie ciekawie jest słuchać jak inni podejmują decyzje! Przynajmniej ja lubię takie tematy. Co człowiek to przypadek!

Często słyszałam o tym, że należy rozeznawać czy coś jest działaniem Boga, czy właśnie nie. Jak wiadomo, czasem łatwo się zagubić w gąszczu słów i myśli, które pochodzą od bliższych bądź dalszych nam ludzi. Pragniemy czegoś, ale w tej samej chwili pojawia się ktoś, aby powiedzieć nam, że „wcale nie, że tak nie jest!” Mimo że pragniemy tego tak strasznie, że aż nas boli! I rzeczywiście czasem podejmujemy decyzje, których sami byśmy nie podjęli. Zdarza się? A jak!

Tymczasem siedząc przy żarze ogniska i rozmawiając z T. po raz pierwszy zupełnie głośno usłyszałam, że owszem, można rozeznawać tak, jak przedstawiłam powyżej. A gdyby jednak spróbować wsłuchać się w serce i usłyszeć/zobaczyć to, co rzeczywiście tam tkwi? Rozmawiając z T. doszliśmy do wniosku, że rozeznawanie odbywa się na linii serca. Kiedy badamy pragnienia naszego serca. Że być może wcale nie ma potrzeby, aby poświęcać energię i czas na to, by pytać: czy to od Niego? Bo może jeśli tam to pragnienie jest, to już jest od Niego i nie ma potrzeby, aby rozbierać to na czynniki pierwsze? Hmm?

A odnogą tego tematu było to, że jeśli jest pragnienie i podejmujemy decyzję A, to bądźmy przy A. Idąc za ciosem i decyzją A, dojdziemy do rozwidlenia dróg i wtedy ukaże się B. Nie ma potrzeby, aby od razu analizować A, B, C i D! Widzieć całą drogę. Bo często nie jest nam to wcale potrzebne. I często bardzo dobrze, że jej nie widzimy na 10 miesięcy do przodu! Przynajmniej ja tracę na to mnóstwo czasu…

Tą okrętną drogą chciałam Wam powiedzieć, że gdy ktoś mnie pyta po co wyruszyłam na Camino, nie mam innej odpowiedzi niż moje serce. To w nim narodziła się najpierw myśl, potem pragnienie, a na końcu radość. Nie jestem z tych osób, które powiedzą Wam w jaki sposób najlepiej ułożyć trasę, gdzie najtaniej wyspać się, jak spakować się i co jeść, aby najeść się. Bo w moim odczuciu nie o to chodzi, aby pojechać w miejsca najlepiej sprawdzone. Dlaczego? Bo wtedy nie pozostaje przestrzeń na działanie Boga. A jeśli w Niego wierzymy i chcemy odbyć duchową podróż i przygodę, to nie można wszystkiego zaplanować, bo to co najpiękniejsze jest w Camino to właśnie te chwile, których nie wpisało się w drogę. A takich było wiele.

Czasem, zwłaszcza jesienią, gdy jadę porannym autobusem do pracy, a za oknem jest szaroburo, to zamykam oczy i nie mogę uwierzyć, że ta droga, to marzenie mi się ziściło. To było jak prezent, na który czeka się, ale trochę nie dowierza, że dostanie się właśnie to o czym marzy się w najgłębszych czeluściach serca. Portugalskie Camino przeszłam we wrześniu 2020 r. Bilety kupiłam na miesiąc przed wybuchem pandemii. Nie wiedziałam jak, ale czułam, że polecę do Porto i będzie to jeden z najszczęśliwszych momentów w życiu. I tak było. Nie opowiem Wam jak najkorzystniej spakować plecak, ale o tym, że jeśli to będzie dobry czas dla Was, to gwarantuję, że znajdziecie się w miejscu, o którym marzycie. Tak było ze mną. To, co wydarzyło się od dnia zakupu biletów (luty) do wylotu (wrzesień) to istna feeria wydarzeń. Bo czy planując Camino myślałam o utracie pracy? Nie. A straciłam ją na miesiąc przed wylotem. Czy po powrocie zaczęło wszystko zmieniać się? Tak, ale nie od razu. Myślę, że dopiero rok później ułożyło się tak, jak nigdy nie zaplanowałabym tego.

To Droga, która uczy cierpliwości, pokory, stawiania czoła wyzwaniom, przy których od razu chcielibyśmy poddać się. Nie obiecam Wam, że gdy wrócicie to zacznie wszystko układać się. Niestety należę do tych niecierpliwych. Ale obiecam, że nawet jeśli nie zauważycie żadnej zmiany, to będzie piękna Droga. Tylko należy Mu zaufać. Dzielnie maszerować. Cieszyć się każdym krokiem, bo po powrocie bardzo będzie brakować tego, co wydarzyło się podczas tej drogi. I, gdy ktoś będzie Was pytał: „jak było?” to nie będziecie chcieli zagłębiać się. Nie dlatego, że było źle. Ale dlatego, że było intymnie i najpiękniej jak mogło być. Będziecie chcieli opowiedzieć o tym, ale zachowując w tej intymności dla siebie jak najwięcej. Bo to Droga, która będzie tylko dla Was. Nikt inny nie dozna tego samego. I to jest w tej drodze najbardziej mistyczne, dlatego nie da się prosto opowiedzieć o Camino.

Buen Camino!

Zapraszając do DROGI – Marta Kobylska

Skip to content